sobota, 25 stycznia 2014

24kurier.pl: Jak opiniują w RODK, czyli... plamy z rosołu

Dodano: 2014-01-24 13:16:03

Małżeństwo pana Grzegorza nie różniło się od tysięcy innych - wiadomo: dobre dni przeplatały się z gorszymi. Po dwóch latach wspólnego życia urodził im się syn i wyglądało na to, że wszystko zmierza w kierunku stabilizacji. Niestety, w rodzinie coraz częściej zaczęło dochodzić do przemocy. Ofiarą padało dziecko i mąż...

Chora sytuacja

- Żona wpadała w furię, biła, kopała, rzucała, czym popadnie - łamiącym głosem tłumaczy pan Grzegorz (dane do wiadomości redakcji). - Najpierw znosiłem to ze spokojem, kładąc takie zachowanie na karb narodzin synka i stresu związanego z nową sytuacją. Gdy jednak agresja nie mijała, a wręcz zaczęła się nasilać, postanowiłem działać. Z teczką różnych zaświadczeń (m.in. trzy obdukcje) i dowodów w 2008 roku złożyłem wniosek do sądu o ograniczenie matce władzy rodzicielskiej. Rok później, na posiedzeniu niejawnym, sąd orzekł miejsce pobytu syna przy mnie. Jak się później okazało, nie na długo...


Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta - przede wszystkim cierpiało dziecko. Dlatego pan Grzegorz zdecydował się na złożenie pozwu o rozwód. Wcześniej, w marcu 2011 roku, sąd metropolitalny stwierdził nieważność jego małżeństwa.

- Sąd biskupi nie miał wątpliwości i m.in. na podstawie przedstawionej dokumentacji lekarskiej stwierdził, że żona jest „niezdolna do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich" - mówi nasz Czytelnik. - Chodziło o to, że u małżonki lekarze stwierdzili zespół cech osobowości anankastycznych (zespół natręctw i zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych). Jak się później dowiedziałem, pierwszą diagnozę postawił lekarz z przychodni przy ul. Starzyńskiego już w 2001 roku. Natomiast sąd cywilny po dziś dzień nie wydał wyroku. Ale nie to jest najważniejsze.

Bo, jak twierdzi pan Grzegorz, najważniejsza jest sytuacja syna, dziś już dziewięciolatka, który mieszka z chorą mamą.

Prawie psychiatra...

- Do dramatu dziecka przyczynili się pracownicy Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego (RODK) w Szczecinie, którzy w swojej opinii stwierdzili, że objawy te „nie stanowią przeciwwskazania do wykonywania władzy rodzicielskiej" - mówi pan Grzegorz. - Jak nie stanowią, skoro w praktyce uniemożliwiają prawidłową opiekę?! A nawet zagrażają zdrowiu dziecka. Każdy tydzień, niestety, przynosi na to dowody!

Chociaż w opisie badania z czerwca 2010 r. jasno napisano, że „matka jest pod stałą opieką psychiatryczną i leczy się farmakologicznie", to jednak ona „daje większe gwarancje sprawowania opieki, uwzględniając potrzeby rozwojowe dziecka".

Badanie psychiatryczne w 2010 roku przeprowadził w RODK lekarz, który dopiero osiem miesięcy później uzyskał prawo posługiwania się tytułem lekarza psychiatry. Jak to możliwe? Czy zostały tym samym złamane przepisy? Jak poważnie traktować takie „badanie"?

Sprawą zajął się Rzecznik Praw Obywatelskich i prokuratura.

- Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by ograniczać synowi kontakty z mamą - tłumaczy pan Grzegorz. - Chodzi jednak o to, bym w sytuacji kryzysowej miał prawo i możliwość podjęcia decyzji i reakcji, bym miał jakieś pole manewru, tak by ochronić dziecko. Po pseudobadaniu w RODK nasze dziecko takiej szansy zostało pozbawione.

Czytelnik broni nie złożył. Zdobył opinię niezależnych psychiatrów (także z listy biegłych sądowych), którzy jasno stwierdzili, że kontakty z chorą matką są dla dziecka szkodliwe. „Do czasu podjęcia skutecznego leczenia przez matkę dziecka nie powinna ona zajmować się synem, ponieważ utrwala to i pogłębia te zaburzenia psychiczne, które nadal u niego (syna) można stwierdzić" - czytamy w jednej z niezależnych opinii biegłego psychiatry.

W wyniku tych starań ojca sprawa raz jeszcze trafiła do szczecińskiego RODK.

- Tym razem w badaniu (maj 2012 r.) uczestniczył już lekarz psychiatra - wyjaśnia pan Grzegorz. - Cóż jednak z tego, skoro powtórzono niemal wszystkie argumenty z tamtej opinii. Znów napisano, że „kompetencje opiekuńczo-wychowawcze matki są korzystniejsze niż ojca". Dano do zrozumienia, że to ja jestem winny całej sytuacji, bo starając się o opiekę nad synkiem, doprowadzam do konfliktu. Rozumiem, że w opinii RODK najlepiej, gdybym przestał interesować się losem dziecka, po prostu zniknął z jego życia?

Co mówi prawo?

- Zgodnie z art. 58 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego w wyroku orzekającym rozwód sąd rozstrzyga o władzy rodzicielskiej nad wspólnym małoletnim dzieckiem obojga małżonków i kontaktach rodziców z dzieckiem oraz orzeka, w jakiej wysokości każdy z rodziców jest obowiązany do ponoszenia kosztów utrzymania i wychowania dziecka - mówi Piotr Salitra, szczeciński mecenas. - Sąd uwzględnia porozumienie małżonków o sposobie wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymaniu kontaktów z dzieckiem po rozwodzie, jeżeli jest ono zgodne z dobrem dziecka. W przypadku gdy rodzice nie dojdą do porozumienia, o opiece orzeka sąd, korzystając najczęściej w tej kwestii z opinii RODK, w którym zespół biegłych, najczęściej biegły psycholog i pedagog (rzadziej biegły psychiatra), wydają opinię po przeprowadzeniu badań zarówno rodziców, jak i dzieci. Wynik takiego badania trafia do sądu i na jego podstawie sędzia podejmuje decyzję tak naprawdę o przyszłości dzieci.

- Statystycznie władza rodzicielska powierzana jest najczęściej matce małoletniego dziecka i - co się z tym wiąże - również miejsce pobytu dziecka ustalane jest przy matce (według danych GUS w 97 procentach - dop. red.) - kontynuuje P. Salitra. - W przypadku nieuzgodnienia formuły kontaktów dziecka z rodzicem również w tym zakresie orzeka sąd, który ustala zakres kontaktów i ich częstotliwość w zależności od indywidualnej sytuacji.

RODK nielegalne?

- Zgodnie z opinią Prokuratury Generalnej brak jest podstaw prawnych do tego, aby RODK w obecnym statusie i usytuowaniu wydawały opinie z zakresu prawa rodzinnego i opiekuńczego, związane ze sposobem wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymywania kontaktów z dzieckiem w sprawach małoletnich rozpatrywanych przez sądy - wyjaśnia Tomasz Baranowski ze szczecińskiego stowarzyszenia „Tata jest OK!". - Praktyka pokazuje jednak, że rozstrzygnięcia sądów rodzinnych w większości spornych spraw wciąż odbywają się na podstawie opinii często niedoświadczonych pracowników: pedagogów i psychologów zatrudnionych w RODK, którzy eksperymentują za pomocą wadliwych i niesprawdzonych narzędzi diagnostycznych w imię źle pojętego „dobra dziecka”. Podczas zaledwie kilkugodzinnych obserwacji, szumnie nazwanych badaniem, osoby o niesprawdzonych kwalifikacjach etycznych przygotowują opinie, które decydują o przyszłości dziecka i jego rodzinie. Opinie te nie poddają się żadnej weryfikacji naukowej. Równie dobrze o predyspozycjach rodzicielskich można by wnioskować na podstawie plam po rosole...

Na wagę kwestii etycznych zwracają uwagę polscy psychologowie, podkreślając, że „wszystkie kodeksy etyczne, zarówno te polskie, jak i światowe w preambułach mają wpisaną nadrzędną wartość, jaką powinien kierować się psycholog w swojej pracy zawodowej. Tą naczelną wartością jest dobro człowieka, który z tym psychologiem wchodzi w kontakt” (cytat za dr. Markiem Witkowskim).

- Bez etycznego podejścia do drugiego człowieka w sądach rodzinnych oraz podczas opiniowania przez psychologów nie można oczekiwać dobrych rozwiązań - mówi T. Baranowski. - Dlaczego? Bo tracimy z oczu ducha Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, którego głównym celem powinna być ochrona wartości rodziny (także po rozpadzie) oraz pewność na zachowanie więzi rodzinnych, które tworzą bezpieczne środowisko życia dla najsłabszych. Bez tych wysokich standardów, których nie posiadły rodzime RODK, „dobro dziecka” ginie w odmętach bezdusznych paragrafów, litery prawa oraz szczególnie złych praktyk, które jako anachroniczne i szkodliwe powinny zostać szybko zmienione.

Czas ojca

Dziś pan Grzegorz widuje się ze swoim synem w środy w godz. 16-19 oraz w I i III sobotę w godz. 10-18. Dziecko jest zalęknione, znerwicowane. Jego rozwój jest nieadekwatny do wieku.

- Te kilkadziesiąt godzin w miesiącu wykorzystujemy maksymalnie - mówi wyraźnie wzruszony ojciec dziewięciolatka. - Przede wszystkim wspólnie staramy się budować dom, w którym synek czuje się bezpieczny. W każdej minucie i w każdym działaniu - nauce, zabawie, odpoczynku - staram się mu udowadniać, że jest wyjątkowy i kochany. Mimo tych wszystkich bzdur i tez stawianych przez pseudofachowców wiem, że jestem mu potrzebny...

Do tematu rodzinnych ośrodków diagnostyczno-konsultacyjnych niebawem wrócimy.

Łukasz PAROL

(lukasz@kurier.szczecin.pl)

Na zdjęciu: Tu mieści się RODK w Szczecinie.

http://www.24kurier.pl/Aktualnosci/Szczecin/Jak-opiniuja-w-RODK,-czyli----plamy-z-rosolu

2 komentarze:

Monika pisze...

Przykro czytać coś takiego, ale mam nadzieję, że sytuacja poprawi się i dziecku wynagrodzą ból i cierpienie...

Anonimowy pisze...

Człowieku, choćbyś był najlepszym ojcem na świecie i miał dowody na to że matka dziecka jest psychopatką, alkocholiczką i pracuje w burdelu, to dla sądu i całego tego systemu zawsze będzie tak że to ty jesteś agresorem, pedofilem i złodziejem. Zapomnij o tym aby dziecko było przy Tobie. Ty jesteś tylko po to aby płacić alimenty, nie masz dziecku do przekazania zadnych wartości. Jesteś bezczelny ze w ogóle idziesz z tym do sadu. Zalewasz byłą żone potokiem słów i swoją walką. Bidulka pewnie strasznie to przeżywa. Dziecko jest własnością matki, zapamiętaj to sobie stary. Jeśli będziesz z tym walczyć to zrobią z ciebie np. pedofila i zapuszkują, tak jak wielu z nas, albo pójdziesz i się powiesisz na gałęzi w lesie, ewentualnie za kilka lat umrzesz