sobota, 4 stycznia 2014

blog errata: Wierzyć dziecku

Czy słusznie czynię, bezgranicznie wierząc swemu dziecku? Jaką wagę ma słowo dziecka wobec słowa dorosłego?

W latach, gdy ja byłam jeszcze dzieckiem, liczyły się jedynie te "dorosłe" słowa.
Wszystko, co dorosły powiedział - przede wszystkim zaś nauczyciel - nie podlegało dyskusji.
Taki to obowiązywał wobec starszych respekt.
Jednak, jak moje ulubione powiedzonko głosi, każdy kij ma dwa końce.
Ni mniej, ni więcej, oznaczać to musi bowiem, że dzieci i ryby głosu nie mają. Zatem redukowane zostają do roli przedmiotu. Podmiotem w tamtych czasach były tylko w teorii i to najczęściej na kartach podręczników pedagogicznych. Których zresztą prawie nikt nie czytał.
Moja mama czytała. Ale i tak nie miała siły przebicia, by opowiedzieć się po stronie dzieci w konfrontacji ze słowem nauczyciela. To on "decydował", czy uczeń mówił prawdę, to jego zdanie wyznaczało myślowe trendy.
Smutne to były czasy i oby odeszły w niesławną niepamięć. To tyle, jeśli o moją ocenę idzie.
Zawsze wierzyłam i wierzyć będę swoim dzieciom. A jeśli okoliczności mnie do tego zmuszą, prędzej uwierzę obcemu dziecku, niźli dorosłemu, gdy ten zaprzeczać będzie uczynionej dziecku krzywdzie.
Rodzic powinien zawsze wiedzieć, kiedy dziecko mówi prawdę - podpowiadać mu to musi jego własne serce. Które w łączności z sercem dziecka zawsze winno pozostawać.
Jak też za wszelką cenę pomagać dziecku dochować prawdomówności.
Tej przyrodzonej. Aby z lęku nie musiało kłamać.
Jak powiedział Camus, "być wolnym, to móc nie kłamać".
Obyśmy nigdy nie uczyli dzieci kłamać. Niczyich dzieci, nie tylko tych własnych.
To największa krzywda, jaką uczynić maluczkiemu można.

http://errata777.blogspot.com/2014/01/wierzyc-dziecku.html?showComment=1388740500128

Brak komentarzy: