wtorek, 26 listopada 2013

Kiedy to się skończy? Dzieci zaniedbane psychicznie.

Tytuł artykułu sformułowałam dość przewrotnie – na pierwszy rzut oka można by się spodziewać, że będzie on traktował o biedzie w sensie materialnym. Nic bardziej mylnego. Dziś chciałabym się zatrzymać nad zjawiskiem zaniedbania psychicznego, które nie jest zależne od zasobności portfela. Przeciwnie, często bywa tak, że najbardziej zaniedbane w sferze psychiki są dzieci z bardzo zamożnych domów.

Ich rodzice starają się za pomocą coraz większej ilości dóbr materialnych zaspokoić potrzeby psychiczne i duchowe swoich dzieci.

 Człowiek to istota złożona
 Wróćmy zatem do źródła, czyli do stwierdzenia, że człowiek jest istotą nie tylko cielesną, ale też psychiczną i duchową. I na każdej z tych płaszczyzn, już od najmłodszych lat życia, wymaga zaspokajania określonych potrzeb. Kiedy jest dzieckiem, nie jest w stanie sam tego dokonać – stąd tak istotna dla całościowego rozwoju wydaje się rola rodziców.

Zastanówmy się zatem czy w swoim rodzicielskim postępowaniu dbamy w równym stopniu o zaspokojenie potrzeb: cielesnych (materialnych), psychicznych i duchowych naszych dzieci? Czy raczej wychodzimy z założenia, że najpierw zaspokoić trzeba potrzeby niższego rzędu (a więc dziecko musi być ubrane, najedzone, mieć gdzie mieszkać itp.), a dopiero później należy się zająć innymi jego potrzebami. Taka postawa jest poniekąd słuszna (wszak kto, jeśli nie rodzice mają potrzeby materialne zaspokajać), ale prowadzi nieraz do sytuacji, kiedy trudno jest określić precyzyjnie, kiedy należy przejść do wspomnianych wcześniej potrzeb wyższego rzędu.

 Jak dbamy o dzieci? 
 Czasem spotykam się z opinią, że wielu ludzi „hoduje” dzieci, zamiast je wychowywać – tak się zapędzają w zapewnianiu warunków materialnych, że zapominają o potrzebach psychicznych własnych dzieci. Sztandarowym przykładem jest tworzenie więzi z dzieckiem i uczenie go nawiązywania prawidłowych relacji z ludźmi. Relacji opartych na prawidłowej, bezpośredniej (a nie wirtualnej) komunikacji, dających satysfakcję i wsparcie. Jakże często zdarza się, że w sytuacjach zawodowych wykazujemy się większą empatią, cierpliwością i zaangażowaniem w spray naszych klientów niż w życiu rodzinnym? Sami siebie redukujemy do roli intendentów w życiu naszych dzieci: dostarczamy jedzenia, ubrania, zapewniamy dach nad głową, zestaw dodatkowych zajęć, dwa razy do roku wyjazd wypoczynkowy – i nic poza tym. Jaką naukę życiową, dotyczącą roli rodziny serwujemy naszym dzieciom? Kto, jeśli nie rodzice? Inny przykład: poczucie własnej wartości. To rodzice powinni uczyć dziecko, jak pokonywać trudności, bazować na swoich mocnych stronach; ba – w ogóle je w sobie odkryć (bo każdy je ma). Jeśli dziecko nie usłyszy od rodziców, że jest wartościowym człowiekiem, nie uwierzy w siebie na odpowiednim etapie rozwoju – będzie miało z tym trudności w życiu dorosłym. Kolejny przykład: poczucie bezpieczeństwa. Jeśli nasze dzieci mają być w przyszłości silnymi psychicznie ludźmi, umiejącymi udzielać innym wsparcia, musimy je odpowiednio „wyposażyć”: zapewnić spokój i bezpieczeństwo, dać poczucie, że w każdej sytuacji można na nas – rodziców – liczyć (jeśli takiego poczucia nie damy, na przykład przez nadmierną dyscyplinę i autorytarne narzucanie swoich poglądów, wówczas w sytuacji problemowej nasze dzieci będą szukały pomocy u kogoś innego).
 Dziecko ma pozostać dzieckiem 
 Ważne jest także, aby nie obarczać zbyt małych dzieci „dorosłymi” problemami – nawet jeśli dla matki kilkuletni syn czy córka to najlepszy partner do rozmów, także na tematy „życiowe”, nie należy zapominać, że w świecie dziecka pewne kategorie problemów nie powinny jeszcze zaistnieć, z prostego powodu – psychika dziecka nie jest na nie przygotowana. Najlepiej widać to na przykładzie dzieci osób uzależnionych – takie dzieciaki często zbyt szybko przejmują „dorosłe” role życiowe (gdyż rodzice nie wywiązują się z tych ról), co przejawia się budzącą podziw otoczenia dojrzałością i odpowiedzialnością, jednak po pewnym czasie przypłacane jest potwornymi kosztami psychologicznymi. Nie wspominałam dotąd o duchowym wymiarze osobowości dziecka, za którego rozwój – przynajmniej na początku – również odpowiedzialni są rodzice. Na koniec powróćmy zatem do pytania zadanego na wstępie: czy mogę powiedzieć, że moje dziecko jest rzeczywiście ZADBANE?

http://fakty.wwl.pl/component/content/article/117-nr-21-270/2784-Dzieci-zaniedbane---.html

Brak komentarzy: