Ewę wychowała matka i dziatkowie. Cudowni wspaniali ludzie, uzupełniali się w tym wychowaniu. Babcia była prawdziwą gospodynią domową, która prała, piekła chleb, gotowała, szyła i pucowała ryżową szczotką podłogi. Tego wszystkiego dzielnie uczyła wnuczkę, która o dziwo nie umarła, jak przewidywali lekarze. Ewa buntowała się.
Ale babcia mówiła:
-Obyś dziecko nigdy nie musiała tego robić, ale powinnaś to wszystko umieć.
I jak Ewa mając 6 lat, już posługiwała się igłą szyjąc sukienki dla lalek, lepiła z babcią pierogi i prała na tarze.
Dziadek pochodził z zacnej, interligenckiej rodziny z zasadami i manierami. Doskonale wykształcony, znał wiele języków, mówił przepiękną polszczyzną. A przy tym szalenie wyrozumiały i tolerancycjny. Z anielską cierpliwością odpowiadał na dziesiątki pytań wnuczki.
Jednej rzeczy Ewa nie mogła darować dziadkowi. Prosiła go, aby pozwolił jej czasami zwracać się do siebie "tatusiu".
-Jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Nad życie cię kocham. Ale twój tata żyje, pewnie go kiedyś spotkasz -odpowiadał.
Ewa próbowała nawet jakiś taki układ dziecięcy z dziadkiem zawrzeć. Żeby chociaż na chwilę, jak inne dzieci słyszą by pozwolił jej tak mówić. Ale dziadek nie zgodził się.
Pytanie:
Dlaczego dziadek Ewy nie zgodził na zwracanie się do niego "tatusiu" ? Skomentuj anonimowo poniżej!
1 komentarz:
Nie wiem, ale tak pełną stereotypów opowiastkę nie widziałam.
Prześlij komentarz